Bring Me The Horizon z nowym singlem. Kto wejdzie do tej sekty?

Dodany: 22 Aug 2018 09:12
Przez: Patryk Gochniewski

Po trzech latach od ukazania się przebojowego albumu "That's The Spirit", kwintet z Sheffield powraca. I daje jasny sygnał - darcia mordy już nie będzie. Będzie za to dużo rockowej przebojowości, która może bardzo szybko wywindować zespół do rangi najbardziej rozchwytywanego headlinera przyszłorocznego sezonu festiwalowego.

Od jakiegoś czasu aktywność zespołu wzrosła. Kiedy rapotwnie zniknęli po zakończeniu trasy promującej poprzedni krążek wszyscy zastanawiali się co dalej. W jakim kierunku pójdą muzycy Bring Me The Horizon - czy wrócą do bardziej brutalnych dźwięków z przeszłości, czy też będą kontyuować przebojową krucjatę. Kiedy w Anglii zaczęły się pojawiać plakaty zwiastujące, że BMTH coś szykuje, w sieci zaczęło wrzeć. O co chodzi? O jaki kult, jaką sektę? Teraz już wiemy - we wtorkowy wieczór, w audycji Annie Mac na antenie BBC Radio One, Oli Sykes zaprezentował nowy singiel, "Mantra", oraz zapowiedział nadchodzący wielkimi krokami album "Amo". Premiera zaplanowana jest na 11 stycznia.

Zaskoczenia raczej nie ma. "That's The Spirit" nie było wypadkiem przy pracy tylko wyraźnym zwrotem w stronę bardziej przystępnej formy. Oli Sykes podszkolił się w wokalu, poza tym chyba już trochę wyrósł z tego całego deathcore'owego entourage'u. Poszukiwania nowego brzmienia wyszły zespołowi na dobre. Stracili niewielu ortodoksyjnych fanów, a zyskali o wiele więcej nowych. Tym samym nie dziwi brzmienie "Mantry".

Dostajemy zapowiedź albumu być może jeszcze lepszego niż ten sprzed trzech lat. Bo w singlu promującym słychać nie tylko nowe, przebojowe brzmienie, ale też tę duszność i ciężar, którymi było przepełnione chociażby rewelacyjne "Sempiternal". Nie będzie wprawdzie już tej agresji, która była kiedyś znakiem rozpoznawczym. Ona będzie teraz jedynie dopełnieniem całości, podbiciem kolejnych utworów.

Bring Me The Horizon bardzo dużo zyskali, kiedy do składu dołączył kilka lat temu Jordan Fish. To on zainspirował resztę do próbowania nowych rzeczy, urozmaicania aranżacji. Jest to jeden z tych muzyków, który ma niezwykłą łatwość tworzenia chwytliwych melodii. Potwierdził to na "Sempiternal", "That's The Spirit" i najwyraźniej potwierdzi też na "Amo".

- To płyta miłosna, która zgłębia każdy akspet tego potężnego uczucia - wyjaśnia Sykes. - Traktuje o dobru, złu, brzydocie. Stworzyliśmy album bardziej eksperymentalny, bardziej zróżnicowany, ale zarazem dziwniejszy i wspanialszy od dotychczasowych.

Piątka z Sheffield wyraźnie zmierza w kierunku stania się jednym z najbardziej rozchwytywanych zespołów świata. Tym bardziej, że niemal pewnym jest, że to własnie oni będą sławnym, corocznym secret gig na Reading and Leeds. Już parę lat temu wyprzedanie Wembley oraz półsymfoniczny koncert w Royal Albert Hall pokazały jakie ambicje mają muzycy.

Nie sądzę, aby w Polsce któryś z komercyjnych festiwali ich ściągnął. Nie ten rynek, nie ta publiczność. I to widać gołym okiem. - Rock and roll umarł - śpiewał kiedyś Grabaż. Śpiewał w czasach, kiedy ten miał się jeszcze bardzo dobrze. Ale teraz już naprawdę jest martwy. Przynajmniej tutaj. Niemniej jednak na pewno spore grono odbiorców nowego materiału nad Wisłą się znajdzie. Tym bardziej, że szykuje się naprawdę dobra płyta. Najlepiej świadczy o tym ogromne zainteresowanie największych światowych mediów.