Matlane
Matlane
Matlane
Matlane
Ten tekst to melancholijna refleksja nad relacją, która choć wydawała się intensywna i pełna emocji, nie była prawdziwą miłością – przynajmniej nie taką, która mogłaby przetrwać. To opowieść o uczuciu, które przyszło nie w porę, w złym miejscu i czasie. Z jednej strony – próba racjonalizacji, że „to nic nie znaczyło”, że „to nie była miłość”, z drugiej – niedopowiedziana tęsknota i żal, który wciąż nie pozwala zamknąć tego rozdziału. W głowie wciąż trzeba coś „ułożyć”, emocje nie wybrzmiały do końca, a wspomnienia ciągle palą.
W wersach miesza się ironia, smutek i odrobina goryczy. Są wspomnienia o winie, pocałunkach, wiadomościach, które dziś mogą wydawać się śmieszne lub bolesne. Całość jest jak zapis wewnętrznego konfliktu – serce jeszcze coś czuje, choć głowa już wie, że nie ma do czego wracać. To podróż przez fragmenty wspólnego czasu, które miały znaczenie tylko na chwilę, jak błysk serotoniny, jak deszcz w Kalifornii – rzadki, piękny, ale nietrwały.
Mimo wszystko pojawia się tam „nowy plan” – próba ruszenia dalej, może nawet z nadzieją, że kiedyś spotkają się znowu… ale tylko w wyobraźni. Bo choć to, co ich łączyło, było piękne na swój sposób, nie miało fundamentu, by przetrwać. Tekst wybrzmiewa jak emocjonalny film zamknięty w kilku minutach – o tym, co mogło być, ale nie miało prawa się wydarzyć naprawdę.