Blob i Afu-Ra wchodzą z energią, która od razu rozsadza scenę — ich brzmienie to połączenie surowego ulicznego stylu z techniczną precyzją. Refren to wezwanie do ruchu, do życia, do rytmu – „podnieś ręce” staje się symbolem buntu, mocy i jedności. Afu-Ra rzuca wersami jak pociskami — mówi o swojej niezwyciężoności, o umyśle, który działa jak maszyna, o duszy wojownika zamkniętego w ciele poety. Jego flow łączy gniew, filozofię i technologię, jakby był matematycznym samurajem, który w każdej linijce uderza czystą precyzją. To nie tylko rap — to strategia, atak na przeciętność, wybuch kontrolowanego chaosu, w którym logika spotyka moc ducha.
Don Parmazhane dorzuca do tego ognia swoje wersy – brutalne, zadziorne, bez filtra. Każde zdanie to uderzenie kijem bejsbolowym, każda rymowa fraza ma w sobie coś z wyroku. Blob zamyka całość jak niewidzialny agresor – jego słowa są groteskowe, absurdalne i błyskotliwe, jakby sam szydził z zasad rzeczywistości. Afu-Ra w końcówce znów przejmuje pałeczkę – płynny, pewny siebie, pełen mistyki i siły, rzuca linie jak zaklęcia. To utwór o potędze ekspresji, o pewności własnej mocy i o tym, że prawdziwy głos nie potrzebuje zgody nikogo — wystarczy, że odbija się w rytmie, który potrafi rozbudzić każdy uśpiony umysł.