Ten utwór to osobisty hołd dla pasji, wytrwałości i więzi z fanami, którzy przez lata wspierali artystę. JID opowiada o momentach zwątpienia, gdy wydawało się, że „mojo” zniknęło, ale przypomina sobie, że to właśnie słuchacze – zarówno wierni od początku, jak i ci, którzy dopiero dołączyli – dają mu energię do dalszego działania. Wspomina pierwsze open miki, czasy pracy w Domino’s, wrzucanie utworów na SoundCloud bez większego odzewu i próby wybicia się w środowisku zdominowanym przez trapowy styl, do którego sam nie pasował. W tych wspomnieniach przewija się motyw determinacji – nawet po porażkach wracał na scenę, bo więź z rapem była dla niego zbyt silna, by z niej zrezygnować.
Druga część to już perspektywa artysty, który przeszedł długą drogę i zyskał uznanie, ale nie zapomina o trudnych początkach. Opisuje krytykę, z jaką się mierzy, ale podkreśla, że dopóki jego rdzeń – najwierniejsi słuchacze i własna wiara w to, co robi – pozostaje nienaruszony, negatywne opinie nie mają znaczenia. Powtarzany refren „Nothing could keep me away” staje się jego artystycznym credo, pokazując, że mimo przeszkód, bólu i niepowodzeń, miłość do tworzenia muzyki jest uzależnieniem, którego nie chce i nie potrafi się pozbyć.