„Get It Up” opowiada o „urokach” seksualnego życia wokalisty. Mamy tutaj komiczne spojrzenie na temat erotycznych podbojów muzyków, przy czym Jimmy w właściwym sobie stylu patrzy na to wszystko pod raczej cynicznym kątem. Zespół jest dla niego idealnym źródłem utrzymania, bo może poświęcać swój czas na zabawę i koncertowanie dla swych fanów, tak naprawdę nigdy nie zaznając prawdziwej pracy. Do jego łóżka wskakują przy tym co chwilę chętne fanki, więc tym bardziej jego kariera jest dla niego zadowalająca.
Jest jednak jeden problem – ostatnimi czasy coraz ciężej idzie mu wykrzesanie z siebie chęci na bzykanie. Bardzo by chciał, ale jego mały przyjaciel odmawia mu posłuszeństwa. Doszukuje się powodów w wątpliwej urodzie swoich wielbicielek, ale też w tym, że czasem zdarza im się trochę go „zniechęcać”, chociażby opowiadając w trakcie seksu o swoich partnerach. Jego frustracja na tym kawałku jest przekomiczna i stanowi przyjemne odświeżenie, jeśli chodzi o nasze wyobrażenia w polu łóżkowego życia artystów. Seks bez zobowiązań potrafi mieć swoje ciemne strony i Urine z radością, ale też i trochę żalem, nam tu o tym przypomina.
