Quadeca
Quadeca
Quadeca
Quadeca
Ten utwór to poetycka, głęboko symboliczna medytacja nad ucieczką, winą, walką z własnym cieniem i ostatecznym pojednaniem z tym, co nieuniknione. W intro słyszymy pragnienie: „Chcę gdzieś pójść… gdzieś, co na nas poczeka, co nie ucieknie” – to tęsknota za miejscem wewnętrznego spokoju, bezpieczeństwa, przynależności. Ale takie miejsce nie istnieje fizycznie. Istnieje tylko jako ulotne „uczucie podatności” – kruche, ale autentyczne.
W pierwszym monologu Harry Wilkinson snuje metafizyczną opowieść o człowieku, który urodził się z „puzzlem do rozwiązania” i niezdolnością do przebaczenia sobie. Jego droga to labirynt: horyzont staje się zwierzyną, modlitwa polowaniem, a odpowiedzi – pułapkami. Każdy gest może wszystko zakończyć, jak kamień wyjęty z napiętego sklepienia. Autor przyznaje: był tylko udającym, który nauczył się poddać. Jego świat kończy się gorzej, boleśniej – ale dla niego to „lepsze”. Bo prawda, choć trudniejsza, daje głębię. W kontraście – inni kończą swoje światy w domu. W znanym. W wygodzie. I to im wystarcza.
W drugiej części kapitan – samotny, złamany – staje na szczycie masztu podczas burzy. Wódz bez załogi, z butelką jako jedynym towarzyszem, z widmem dawnych przyjaciół nawiedzających go w sztormie. Jego śmierć staje się rytuałem – spotkaniem z własnym losem. Nie szuka już ratunku – tylko sensu. W świecie, w którym niebo otwarte jest tylko po to, by pokazać, że piekło było zawsze tu. Na Ziemi. To utwór o przekroczeniu. Nie fizycznym – ale duchowym, mentalnym, egzystencjalnym. O człowieku, który już nie walczy – tylko rozumie. I z tym zrozumieniem tonie.