„Loud Love” to oda do ostrego, nieskrępowanego i przede wszystkim głośnego seksu. Pożądanie, jakie przejawia tutaj Cornell jest tutaj wręcz niebezpieczne, pokazując nam jak nasza erotyczna energia może czasami całkowicie przejąć nad nami kontrolę. To, co autor wyprawia ze swoją partnerką podchodzi wręcz pod gwałt, gdy sam przyznaje że tylko czeka, aż zacznie ona z nim walczyć. Za wszelką cenę chce po prostu „zaliczyć”, nie mając czasu na żadne romantyczne podchody, ani nic w tym stylu.
Tutaj liczą się tylko i wyłącznie jego własne potrzeby, a partnerka sprowadzana jest po prostu do roli narzędzia jego spełnienia. Cóż, niektórych może i kręci takie podejście, ale chyba bezpieczniej jednak będzie stwierdzić, że Chris chce nam tutaj pokazać tą brzydszą, ciemną stronę seksu. Zbliżenie dwójki ludzi powinno być czymś akceptowanym przez obydwie strony, które chcą zaspokoić nie tylko siebie, ale też i swego partnera. Tutaj czegoś takiego nie ma, jest tylko nieposkromiona, niemożliwa do opanowania chuć, która musi po prostu znaleźć gdzieś ujście, zanim doprowadzi do wybuchu wokalisty.
