Tekst jest manifestem artysty, który wspomina trudne początki, kiedy on i jego otoczenie byli nazywani "kłamcami" i "śmieciami", a ich przyszłość skazywano na porażkę, mówiąc "nigdzie nie zajdziecie". Podkreśla, że dzięki ciężkiej, codziennej pracy i wierze we własną, pionierską stylistykę muzyczną, udało mu się "zamknąć mordy" krytykom i osiągnąć sukces, którego owoce, jak platynowe płyty, pojawiają się z czasem. Z satysfakcją konstatuje obecną przewagę i dystans, jaki dzieli go od tych, którzy w niego nie wierzyli, a teraz sami stoczyli się na dno, leżąc "na melinie, rozlani gdzieś po tablecie".
Współcześnie artysta cieszy się zdobytą pozycją, zapewniając przyszłość sobie i swojemu "składowi wilków", jednocześnie mądrze zarządzając finansami i "stackując kasę w innych walutach". Mimo natłoku myśli i presji, pozostaje wierny swojemu wewnętrznemu głosowi, który kiedyś kazał mu wierzyć w "to gówno", gdy inni "robili mu pogrzeb". Nazywany w przeszłości "dziwakiem", teraz z dumą kroczy własną ścieżką, napędzany głęboką miłością do muzyki, której nikt nie był w stanie mu odebrać, i żyje tak, by jego wrogowie wiedzieli, że "trafiła kosa w kamień".